Gdy przyjechaliśmy do Karłowa niewielkiej wsi położonej u podnóża Gór
Stołowych było już późne popołudnie.Plan był taki że najpierw zjemy obiad a
później zobaczymy jak to będzie z czasem wyglądało i czy jest sens ruszać w
górę.Po pysznym obiedzie w dobrych nastrojach i co poniektórzy po dłuższej
drzemce postanowiliśmy ruszyć.Ludzi już mało,aleja z pamiątkami i innymi
atrakcjami już się zwijała tak więc bez zbędnych ceregieli szybkim krokiem
dotarliśmy do szlaku.Początek szlaku prowadził lasem po kilkunastu minutach
docieramy do Przełęczy między Małym a Wielkim Szczelińcem.Od tej pory zaczyna
się trasa jednokierunkowa w czasie której przechodzimy obok licznych skałek
które tworzą ciekawe figury.Po około 20 minutach docieramy na szczyt gdzie
stoi jedno z najstarszych schronisk w całych Sudetach wybudowane w 1845
roku.Tu oczywiście następuje dłuższy postój gdyż widoki są tak wspaniałe że
nie chce nam się stąd ruszać.No ale cóż czas płynie nie ubłaganie więc trzeba
wracać ale żeby urozmaicić sobie powrót wybieramy trasę zwaną Labiryntem
Skalnym.Fakt że trzeba za to zapłacić,ale warto bo po pierwsze najwyższy punkt
Szczelińca ( dla nas kolekcjonujących KGP istotna kwestia) znajduje się na tej
trasie a dokładniej na tarasie widokowym na skale zwanej Tronem Liczyrzepy a
po drugie ilość fantazyjnych skał labiryntów i widoków jest warta wszystkich
pieniędzy.I tak po drodze mijaliśmy Wielbłąda,Kaczęta,Małpoluda,Kwokę,Słonia i
wiele innych formacji skalnych które swoim wyglądem przypominają różne
postacie.Gdy dotarliśmy z powrotem na parking już zaczynało się robić
ciemno.Warto dodać że to był pierwszy szczyt górski który Wojtek zdobył bez
żadnej pomocy na własnych nogach.
niedziela, 9 grudnia 2018
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tyle fantazji na tak niewielkiej przestrzeni. Wspaniałe miejsce, zwłaszcza dla młodych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.